fot. Archiwum Miry Suchodolskiej
Mira Suchodolska? Uff, temat rzeka, a ma być krótko i treściwie. Ale spróbuję. W dzieciństwie chciała być weterynarzem, policjantem, lekarzem, ale po drodze do zawodu sprzedawała jeszcze pietruszkę na targu, prowadziła sklep rybny i hurtownię z używaną odzieżą oraz lała piwo do kufli szczęśliwych klientów jednej z beskidzkich knajp. Bo Mira to człowiek z gatunku tych, którzy muszą skosztować wszystkiego, by wybrać to, co najlepsze. A na dodatek rogata dusza. Kiedy pracowała w radiu, wmówiła połowie Polski, że do Woszczyc przyleci UFO, a na spotkanie z „obcymi”, prócz tysięcy ludzi, przyjechały wszystkie gazety, radio i miejscowa telewizja. Potem była praca w „Trybunie Śląskiej”, „Super Expressie”, „Newsweeku”, „Polsce The Times”, wreszcie w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. Do każdej z tych redakcji wnosi to, co w dziennikarskiej pracy najważniejsze – pasję. Bo Mira, co zdarza się dzisiaj niesłychanie rzadko, potrafi słuchać. Nie znam nikogo, kto byłby tak ciekawy świata i drugiego człowieka. A przy tym miał ten dar – zwany banalnie „świetnym piórem”. Może dlatego jej reportaże są tak barwne, a zarazem tak bardzo prawdziwe. Jako szefowa bywa niestety „upierdliwa”, marudzi i wciąż wymaga więcej. Nie znosi niechlujstwa, chodzenia na skróty, redagując teksty dopytuje o mało istotne szczegóły, które potem okazują się jednak arcyważne. Bo właśnie one budują w jej tekstach świat takim, jakim jest naprawdę, dają obraz ludzi z krwi i kości, z wszystkimi ich zaletami i przywarami. Młodzi dziennikarze, których uczyła zawodu, na przemian klęli i płakali, by potem dziękować Opatrzności, że trafili właśnie na nią. Wiem, bo jestem jednym z nich i przesiedziałam wiele nocy poprawiając po raz kolejny tekst, który nie był, jej zdaniem, wystarczająco dobry.
Przeczytałam wywiad Miry z Krzysztofem Ziemcem na bezdechu. Dzięki Mirze i jej rozmówcy ta rozmowa jest po prostu prawdziwa.
Dorota Kowalska, publicystka „Polska The Times”